piątek, 13 lipca 2012

"Upragniony" mgr - przemyślenia

   

Pokój temu blogowi i wszystkim jego użytkownikom. A jest ich cała masa. Z każdym dniem dołącza nowy miłośnik mojej radosnej twórczości (no dobrze, niech wam będzie...z każdymi kilkoma miesiącami). Ta wierna społeczność doczekała się kolejnej niesłychanie dobrej i niewiarygodnie mądrej notki. Jak się okazuje, cierpliwość popłaca. Pod koniec czerwca ruszyły obrony prac licencjackich i magisterskich. Najlepszym dowodem na to są żenujące wpisy na „fejsBÓGowych” tablicach. Pozwólcie, że przytoczę kilka z nich:



"(...)praca obroniona, dziękuję za 2 lata wspólnej nauki...", 

"(...)i po obronie, dzięki wszystkim za te 5 lat...", 

"Upragniony MGR!" itd.

Wszystkie podobne. Z każdej niewiele wynika. Pora uzmysłowić naszym pseudomagistrom, że nie jest to żaden wyczyn. 
Obrona pracy magisterskiej jest formalnością. Jak to kiedyś powiedział mój kolega z uczelni: "10 minut wstydu i masz magistra". Tym bardziej, że 3/4 obronionych prac nie jest waszego autorstwa. Ani konspekt ani strona tytułowa ani bibliografia! Ludzie, którzy nie potrafią sklecić kilku zdań przynoszą na seminaria rozdziały prac, napisane piękną polszczyzną. Dobry żart. Promotorzy nie widzą tego albo udają, że nie widzą. Wypuszczają spod swoich skrzydeł prawdziwych ignorantów. Prawda jest taka, że każda  uczelnia wyprodukowała kolejnego bezrobotnego magistra. Osobę bez wartościowego doświadczenia zawodowego. Pełną wiary, że teoretyczna wiedza nabyta w przeciągu pięciu lat nauki wystarczy na znalezienie pracy. 

Rzeczywistość okazuje się inna. Po wysłaniu cv w atrakcyjne miejsce zatrudnienia, brak odzewu. Ani jednego zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną. Zero zainteresowania potencjalnym kandydatem. Mijają dni, tygodnie, miesiące...wy bez pracy, wasz potencjalny pracodawca bez kolejnego głupca w swoich szeregach. I znowu, mijają dni, tygodnie, miesiące...ambicje opadają, wystarcza wam mało ciekawa praca w mało interesującym miejscu. Nie dbacie już o umowę, może być tzw. "śmieciowa", ważne by coś się pojawiło. I dalej, mijają dni, tygodnie, miesiące...zaszyci w swoich pokojach nie ustępujecie w poszukiwaniach. Mimo czarnych myśli, powątpiewaniu, początkach depresji, nerwicy, wymiotów, wszelakich boleści etc. Już nic nigdy nie będzie takie samo. Radosne i beztroskie. 

Poczucie złego pokierowania swoim życiem zawsze będzie wam towarzyszyć. A w głowach jedna myśl: jestem nieudacznikiem! I cóż z tego waszego tytułu magistra? Jakie korzyści płyną z uzyskanego dyplomu? Czy jest się czym chwalić? Za co dziękować sobie nawzajem?

3 komentarze:

  1. Szacowana autorka jaka złośliwa. Czyżby jakieś kłopoty z obroną? Swoją drogą moja uczelnia również wypuściła mase fejsbookowych magistrów!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej magazynierów. Kłopoty? To słowo jest mi obce!

    OdpowiedzUsuń
  3. Proponowałaby zaimek "wy" zastąpić "ja", bo autorka chyba o sobie pisze. Może na jakichś śmieciowych uczeniach tak to wygląda. U mnie np. 2 osoby na10 nie zdały egzaminu magisterskiego i to na pewno nie była formalność. Więc sorry, jak się idzie na studia zaoczne, płaci się za pseudozajęcia, to może i to jest formalność...
    Mimo wszystko życzę autorce powodzenia w życiu zawodowym ;P

    OdpowiedzUsuń