poniedziałek, 4 czerwca 2012

Raz, dwa...AAA... BUNGEEEEE...

Wakacje uważam za rozpoczęte! Zapomnijmy o sesji, zapomnijmy o obronie pracy magisterskiej, zapomnijmy nawet o pisaniu wspomnianego tekstu! Mamy początek czerwca i to jest, myślę, doskonały moment, aby zainaugurować wakacyjną pauzę. W szkołach nauczyciele stają na głowie, aby zorganizować czas młodym ludziom, starsi już planują wyjazdy w nieznane, seniorzy natomiast odliczają dni do wielkiej przygody "Pod Tężniami" przy cygańskiej muzyce. W tym roku niejednokrotnie skosztowaliśmy uroków upalnej pogody. Drzewa zakwitły, bociany przyleciały, w środkach komunikacji miejskiej zaśmierdziało (potem, brudem i innymi wyciekami). Na osiedlowych rynkach, przydrożnych straganach, czy sklepach pojawiły się truskawki. Podobno krajowe. Jest pięknie! Kalendarzowe lato "już puka do mych drzwi. Pobiegnę je przywitać. Z radości serce drży". Ostatnio to mi wyjątkowo drżało! Mało nie wylądowałam w gabinecie kardiologa. A to wszystko za sprawą doznań, które zapewniła mi moja przyjaciółka! Dzięki niej wakacje rozpoczęłam wyjątkowo ekstremalnie.


- Zabieram Cię w pewne miejsce - powiedziała niespodziewanie.
- Co Ty znowu wymyśliłaś? - zapytałam lekko zdenerwowana.
- Nie psuj niespodzianki. Zobaczysz.

Po niedługiej podróży samochodem zatrzymałyśmy się nad Wisłą. Na miejscu czekała na nas grupa mężczyzn z rozmaitym sprzętem, linami, zabezpieczeniami. Obok nich ogromny dźwig, którego nie sposób nie zauważyć. Skok na bungee? Czeka mnie skok na bungee? Czy oni chcą mnie zabić? Spanikowana chciałam uciec. Nigdy w życiu się tak nie bałam. Mimo wszystko nie chciałam pokazać
swojego strachu.

- To będzie najlepsza rzecz jaka Ci się w życiu przydarzy! - wołała przyjaciółka.

W czasie drogi na górę (90 m!) otrzymałam kilka cennych uwag. Sądziłam, że po słowach otuchy wszystkie lęki miną. W końcu skok na bungee jest bezpieczny w stu procentach. Nogi mam jak z waty na sam widok. Nigdy się nie zdecyduję skoczyć. Zamykam oczy. Jestem bliska płaczu. Trzy! Dwa! Jeden! Bungee! Zadecydowano za mnie. Zostałam popchnięta w otchłań. Nienawidzę ich. Szumiało w uszach , w głowie, wszędzie! Ziemia zbliżała się z ogromną prędkością. Krzyczałam ile sił w płucach. W myślach przeklinałam swoją przyjaciółkę. W akcie zemsty zabiorę ją do akwenu z rekinami. W ostatniej chwili otworzył się spadochron zaczepiony na moich plecach. Odetchnęłam z ulgą. Serce wciąż waliło jak szalone. Zaczęłam leciutko opadać prowadzona przez wiatr. Co raz niżej i niżej...Niezapomniane wrażenia. Zapomniałam wspomnieć, że miałam na sobie strój do nurkowania. Korzystając z okazji wskoczyłam do polskiej królowej rzek. Widoczność żadna. Za to dużo mułu i śmieci. Nurkowanie nie trwało długo. Ostatnia część ekstremalnych wrażeń nie popsuła mi całości.  
 
Podsumowując...skok na bungee ze spadochronem i akwalungiem zakończony nurkowaniem! To się nazywa odlot! Polecam każdemu! A jak Wy planujecie rozpocząć WAKACJE 2012? Dzielcie się pomysłami. 
 
Aha...  wspominałam, że inspiracją dla powstania tego postu, był sen, który miałam ubiegłej nocy?

1 komentarz:

  1. Takie coś mogło się narodzić tylko w Twojej głowie!!!

    OdpowiedzUsuń