poniedziałek, 26 grudnia 2011

Śmierdzące Sprawy - odcinek specjalny

Święta to czas zaznawania miłości, radości i rodzinnej atmosfery. Święta to zapach choinki, opłatka i sztucznych ogni. To czas prezentów, śpiewania kolęd oraz wspólnych rozmów niekoniecznie na polityczne tematy. Jednak jak to zwykle w życiu bywa są dwie strony medalu. Chyba niewiele osób potrafi wyobrazić sobie Wigilii bez pierogów z kapustą i grzybami, sałatki jarzynowej, czy kutii. Nie pomijając świątecznych ciast, cukierków i innych słodkości, które można odnaleźć w paczkach od Mikołaja (wredny wapniak z Laponii i jego banda krasnali!). W kolejnych dniach do menu dołączamy potrawy mięsne w różnorakich postaciach. I choć żołądek daje wyraźne sygnały, że natychmiast powinniśmy zakończyć pokarmowy maraton, wyciągamy ręce po kolejny kawałek jadła. Trzydniowa przyjemność zamienia się w koszmar dodatkowych kilogramów, których nie możemy porzucić w toalecie... W okresie świątecznym udało mi się porozmawiać z trzema osobami.
  Janusz, Romana i Natobu - bo o nich mowa,  z przyjemnością odpowiedzieli na kilka pytań  objętych tematyką świątecznego obżarstwa. Poznajcie te jakże różne od siebie osoby, ich stosunek do świąt, a także zamiłowanie do kapusty z grochem (kłopotliwe gazy jelitowe gwarantowane). Jeszcze do niedawna mieli wielkie marzenia i plany, dziś część z nich pragnie jednego - luźnego stolca. Oto nowy cykl spotkań tematycznych o nazwie: "Śmierdzące sprawy".

















Z Januszem spotkałam się w jednej z warszawskich kawiarni. To 37-letni mężczyzna, były penitencjariusz. Poznaliśmy się kiedy pracowałam w lokalnej telewizji. Wtedy też przygotowywałam reportaż, którego był On bohaterem. Postanowiłam odnowić  znajomość. Jak się okazało słusznie. Janusz od dwóch dni nie oddawał kału. Co więcej, w żaden sposób nie chce dać sobie pomóc! Jak sam mówi: poradzę sobie, świętami już rzygam.


Janusz, ostatni raz widzieliśmy się za kratami mielęcińskiego więzienia. Dziś jesteś już na wolności. Jak przyjęło cię otoczenie po przekroczeniu murów więzienia?


Szacuneczek Pani redaktor. Dobrze Pani redaktor prawi. Ostatnio widzieliśmy się na sali widzeń, kiedy odsiadywałem wyrok za ciężkie przewinienie. Popełniłem grzech śmiertelny ratując pewną starowinkę przed niechybnym zglanowaniem przez kilku osiedlowych karków! Pierd… znaczy się przyjeb… eee… uderzyłem jednego z mojej najlepszej przyjaciółki ‘baśki’, reszta uciekła. A ta starucha, co? Na policję… Owszem, przyznaję przez przypadek w mojej kieszeni znalazła się zawartość jej torebki, ale kto jest bez winy niech pierwszy wyje.. rzuci kamień!!! O co Pani redaktor pytała? A tak, jak mnie przyjęło otoczenie? Ciepło, wypuścili mnie latem – hehehe. Ze swoimi tatuażami, wyjściowym wdziankiem oraz nienaganną posturą nie wyróżniałem się z tłumu. Typowy Janusz… 

Łatwo było Ci dostosować się do panującej rzeczywistości? Co sprawiało największy kłopot?



Powroty na chatę po kilku głębszych. I to, że psy luzem biegają, jeżeli Pani redaktor wie, o co mi chodzi? Hehehehe. Mówiąc poważnie, trudno było mi przywyknąć do obecności kobiet. Lata postu wyostrzyły mój węch. Do tego stopnia, że przechodząc nieopodal sklepu rybnego krzyczałem – Czołem dziewczęta! Było to dla mnie niezwykle krępujące. 

To twoje pierwsze święta spędzone wspólnie z rodziną i przyjaciółmi. Jak wyglądały? Postawiliście na tradycję?



Hahaha! Tak, tradycja przede wszystkim! Zaczęliśmy, tradycyjnie, od ćwiarteczki, reszta poleciała… Ja jestem niezwykle rodzinnym człowiekiem, tradycjonalistą.




Święta spędzone za kratami z pewnością różniły się ilością przygotowanych potraw. Jakie smakołyki zagościły na twoim świątecznym stole?



Same polskie produkty: Chopin, Sobieski, Pan Tadeusz. Postawiłem na klasykę.

Głodny od stołu nie odszedłeś?



Nie! Syty i wstrząśnięty!



Młodzież powiedziałaby "jadłeś do porzygu".



Oj tak. Pani redaktor trafiła w sedes… znaczy się w sedmo.. w sedno, tfu! Zwróciło mi się wielokrotnie! Niestety nie tą stroną, którą bym chciał…

Tyle tylko, że nieoddawanie się "temu" w toalecie może przysporzyć ci samych kłopotów zdrowotnych. Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?

Byłbym zadowolony, gdyby TO przytrafiało mi się nawet w zagajniku albo w bramie jakiejś starej kamienicy.. a tu nic. Zaczyna mnie to martwić. To pewnie ta ‘wodna” dieta…

Znam dobrego specjalistkę. Robił lewatywę mojej koleżance, jeśli chcesz, umówię Cię na wizytę. Pozwól sobie pomóc.

Być może ona wskrzesi promyk nadziei w mym czarnym sercu… Tfu.. co ja plotę… Na starość robię się miękki..... Nie, nie skorzystam.. Wie Pani redaktor, z całym szacunkiem, ale Pani znajoma, wie Pani, gdzie może sobie tę lewatywę włożyć?

Zawsze taki uparty?



To zależy od kwoty… Hehehe..



W takim razie życzę Ci szybkiego pozbycia się odchodów z jelita grubego. Serdecznie dziękuję za spotkanie. Mam nadzieję, że Twoja opowieść stanie się przestrogą dla innych łakomczuchów.

I Pani, Pani redaktor także tego życzę.. Strzałeczka.













  Na Romanę natknęłam się w parku podczas spaceru z psem. Z oddali zauważyłam duże, ściśnięte pośladki, które przysłaniały mi całą widoczność. Nawet mój pies zwrócił na nie uwagę. Jej gabaryty wskazywały na posiadanie przez nią własnego pola grawitacyjnego. W trakcie krótkiej rozmowy opowiedziała o swoich problemach natury gastrycznej. Dodam tylko, że nie nalegałam...


Pani Romano, co to za dźwięk? Czyżby mikrofony siadały? Pani Romano, czemu się pani rumieni?



… Tak, tak, to na pewno wina wadliwego sprzętu. Nie? Tzn. nie! Przyznaję, to ja… Mogę mieć tylko nadzieję, że salwa honorowa, którą nieopatrznie oddałam na Pani cześć nie wpłynie negatywnie na okoliczną faunę oraz florę.
Nie ukrywam, że zapach jest odurzający. Proszę dać mi chwilę, muszę zebrać myśli, dojść do siebie. Operatora proszę o szklankę wody! Lufciki w pogotowiu! Że jesteśmy w parku? Achaaaa... Na czym to.. A tak! Zapytam wprost: co za świństwa pani jadła podczas tegorocznych świąt? 

Grunt to właściwa polityka zarządzania zasobami ludzkimi. Odpowiednia organizacja pozwoliła mi na przygotowanie znacznych ilości potraw w stosunkowo krótkim czasie. Należy także dążyć do redukcji odpadów poświątecznych. Jako że, co, nawiasem mówiąc, jest zgodne z przedświątecznymi prognozami, kapusta z grochem nie spotkała się z dużym zainteresowaniem ze strony odbiorców (członków bliższej oraz dalszej rodziny), podjęłam decyzję o , w myśl zasady redukcji odpadów, spożycia jak największych jej ilości.


Czyli można powiedzieć, że  winowajczynią tej śmierdzącej sprawy jest kapusta z grochem? Żałuje pani swojego występku?


Dziecko, nie wiesz jak bardzo. Ciągłe skupienie i manualna kontrola zwieracza nie pozwoliły mi cieszyć się magią świąt. Nie ukrywam, że miało to także wpływ na moje relacje z najbliższymi. Z natury jestem osobą rozmowną. Moje milczenie podczas rodzinnego spędu zostało odebrane jako niechęć do kultywowania świątecznej tradycji. Czułam się okropnie. Dźwięki jakie towarzyszyły niekontrolowanym emisjom gazów tłumaczyłam pogarszającymi się warunkami atmosferycznymi…


Czy miewała pani wcześniej trudności z utrzymaniem gazu?



Nigdy. Obecnie czuję, że mogłabym śmiało brać udział w przetargu na dostawę gazu do krajów Unii Europejskiej.



Co na to sąsiedzi?



Padają z ich strony pytania, na które nie mam ochoty odpowiadać. Przykłady? – U sąsiadeczki znowu remont? Pani powie mężowi, aby w dykcie nie wiercił z udarem. – Lub – Pani Romano, w Media Expercie widziałam tanie pralki, a słyszałam, że Pani szwankuje, strasznie głośno chodzi. Śmiało można stwierdzić, że nie są obojętni.


Czyli to nie pierwszy spacer na łonie natury. Mniemam, ze spacery traktuje Pani jako sposobność do, że użyję wojskowego żargonu "udrożnienia armaty"?


Dotychczas spacery odbywałam w ramach działań prozdrowotnych. Obecnie z troski o domową atmosferę.



Zna Pani inne sposoby wentylacji tamtych miejsc?




Wentylatorek na baterię AAA byłby, tak myślę, dobrym rozwiązaniem. Ewentualnie wizyta u specjalisty, przed która się wzbraniam. Z czysto ideologicznych względów. Nie ufam ‘koniobijcom’!


Chodzi Pani, prawdopodobnie, o konowałów?




No przecież mówię!!!




Tytułem końca. Jakieś rady dla osób borykających sie z tym problemem?




Nie traćcie nadziei. Ostatecznie przypadłość tę możecie zamienić w zaletę i wstąpić w szeregi orkiestry dętej… Chyba to mi pozostanie.

















Z Natobu M'buthu rozmawiałam w domu naszych przyjaciół. Ciemnoskóry mężczyzna pochodzi z Nigerii. W czerwcu br. otrzymał kartę czasowego pobytu w Polsce na okres dwóch lat. Pomimo wykształcenia i znajomości dwóch języków obcych, nie może znaleźć pracy. Jednak Jego rzeczywistym problemem jest paniczny lęk przed ubikacją, a konkretnie urządzeniem się tam znajdującym.


Natobu, skąd w Tobie obawy przed defekacją w pozycji siedzącej? Zdradź nam powód niechęci do, wybacz kolokwializm, "srania siedząc".



Nabawiłem się tego po seansie filmu ‘I kto to mówi’ z Johnem Travoltą, zdaje się cz. II. Nie przeraziła mnie w nim kreacja wspomnianego bohatera, co gadający sedes łaknący krwi niewinnych istotek. Zaznaczę, że miałem wtedy 4 lata. Po tym zdarzeniu nie patrzyłem na sedes tak jak dawniej. Czułem lęk, odrazę. Przechodząc w jego pobliżu wiedziałem, że spogląda z mroku swymi zimnymi, porcelanowymi oczyma, gotów zaspokoić swój apetyt. Nie spotykało się to ze zrozumieniem ze strony rodziców czy rodzeństwa. Byłem przez to szykanowany. Tata zmuszał mnie do siadania na tym białym tronie śmierci. Wzbraniałem się. Dochodziło do sytuacji, kiedy swoje potrzeby fizjologiczne załatwiałem na podwórku, aby nie być zaskoczonym przez organizm w domu… I to w pozycji stojącej. Śmieszne, ale jednocześnie żałosne.

Kupa śmiechu. Od tamtej pory omijasz klozet szerokim łukiem? Gdzie zatem załatwiasz swoje potrzeby?



W strefach wolnych od sedesów - (śmiech, przyp. red.). 




Jak to robisz? Nie wiem, lewitujesz nad ziemią niczym Jedai, zawisasz na linie jak rasowy komandos, a może w ogóle nie wydalasz wzorem Chucka Norrisa?


Z zamiłowania jestem ornitologiem. To właśnie u ptactwa podpatrzyłem metodę odpowiednią dla mnie. Nie robię tego w locie, latać nie umiem – (śmiech, przyp. red) –, ale stojąc owszem. I nie potrzebuję żerdzi – (śmiech, przyp. red.). Polacy określają tę pozycję ‘na Małysza’.


Jako że tematem odcinka specjalnego jest świąteczne obżarstwo i jego konsekwencje, powiedz nam, Natobu, czy w tym okresie – zimowym, Twój sposób na unikanie ubikacji się sprawdza? 


Sprawia pewne trudności. Ze względu na klimat panujący w Polsce byłem zmuszony zrezygnować z pleneru na rzecz obiektów zamkniętych. Co nie zmienia faktu, że w dalszym ciągu unikam sedesu. Zastępuję go odpowiednimi naczyniami. Istotne jest to, że w trakcie stoję. Pozycja siedząca wywołuje u mnie niepokój.



W następnym odcinku Śmierdzących Spraw:

Nie, wbrew plotkom nie poruszymy tematu zaborczej miłości w wydaniu Dariusza...
Skupimy się na Czarku i szoku jakiego doznał, kiedy dowiedział się, że jego narzeczona korzysta z ubikacji pod jego nieobecność.








 


1 komentarz:

  1. Potrafisz zaskakiwać! Niesmaczne, aczkolwiek śmieszne!

    OdpowiedzUsuń