poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Jak to się zaczęło?

Miałam 16 lat, gdy zamierzałam wstąpić do klasztoru. Postanowiłam się poświęcić w służbie innym, ale przede wszystkim Jemu. Czy byłam pewna słuszności swojej decyzji?
Siostra przełożona - Matylda przyjęła mnie niezwykle ciepło, wskazała legowisko, nadała imię: "Benedyktynka z Asyżu, co wykopała studnię za miskę ryżu" (pocieszycielka ludzi cierpiących na nekrofilię), a co najważniejsze podarowała szary, bogato haftowany habit. Kiedy po raz pierwszy go odziałam poczułam się wyjątkowa - wszyscy księża spoglądali w moją stronę z wyłupiastymi ślepiami. Nie wyglądałam jak przysłowiowy pingwin, a niebiański ptak szybujący w przestworzach. Czas upływał mi pod znakiem modlitw, mszy, obrzędów. Wówczas to wszystko było dla mnie duchową ucztą.

Już w pierwszych dniach mojego pobytu dostrzegłam najdoskonalszego pasterza - ojca Mateusza. Przyznaję, pałałam miłością do niego. Starałam się owocnie uczestniczyć na każdej mszy koncelebrowanej przez ojca, pomagać przy kościelnych uroczystościach, ubierać celebransa, trwać przy nim. Wszystko szło ku dobremu...

To był maj 2007r. W nocy z piątku na sobotę wymknęłam się z klasztoru... do niego. Doskonale to pamiętam. Gruchały gołębie, wyły wilki, śmierdziały skunksy. Chciałam tylko nacieszyć oko widokiem leżącego, pozbawionego piżamy kapłana, którą wcześniej wykradłam. Po przekroczeniu jego komnaty zobaczyła to, czego z pewnością się nie spodziewałam. Ani ja ani siostra Matylda, a tym bardziej skunksy. Mojemu lubemu towarzyszył brat franciszkanin. (gwoli ścisłości tak mawialiśmy na zaprzyjaźnionego z klasztorem łosia). Poczułam jakby z chwilą tą marzenia o związku siostry z bratem (nie mylić z kazirodczym związkiem) legły w gruzach. Na widok tych dwóch osobników zaczęłam dławić się własnymi wymiocinami. Nie mogłam nic zrobić, musiałam się pogodzić z tym, że o. Mateusz kocha zwierzęta. Czułam się wyobcowana, nikomu nie potrzebna. Czy jestem rzeczywiście gorsza od łosia?

17 lipca 2007 r. drżąca i oblana potem opuściłam klasztor...Zaczęłam akceptować samotność. Nowe życie stało się dla mnie ogromnym wyzwaniem. Od początku uczyłam się (i nadal to czynię) korzystania z dobrodziejstw technologii: telefonu, komputera, bankomatu. Nie ukrywam, że pomógł mi w tym Pan Leszek. Spotkaliśmy się nieopodal jednego z banków. Widział, jak wkładam bilet autobusowy do bankomatu. Bez zbędnej ironii, śmiechu, po prostu pomógł. Od tamtej pory traktuję go jak towarzysza życia. To właśnie Pan Leszek odkrył we mnie dziennikarskie powołanie. Spostrzegawcza bestia. Historię poznania z uroczym ślimakiem już znacie.

 Pozwólcie, że powiem wam skąd znam się z Czesławem. Któregoś, pięknego dnia pan Leszek przedstawił mi tego młodzieńca - dobrze zapowiadającego się ministranta. Jak się później okazało był członkiem tego samego klasztoru, z którego uciekłam. Co więcej - to poprzednik łosia, znał ojca Mateusza. Jego serce podobnie jak moje krwawiło, nie miał gdzie się podziać. A, że ma osobistość nader wspaniałomyślna, przygarnęłam go do domu, dałam jeść, ubrałam (w piżamę Ojca). Po pewnym czasie Czesław pokazał prawdziwe oblicze - oblicze kota lansera. Ale o tym kiedy indziej.

 W tym miejscu warto wspomnieć także, o osobie, a właściwie Chochliku, bez którego blog nie miałby prawa bytu na światowym gruncie. To dzięki niemu każde dzieło wychodzące spod pióra Moni Lisy okraszone jest grafiką wiernie odtwarzającą królewskie myśli. Bóg postawił przed moją osobistością tegoż zdolnego młodzieńca w momencie, gdy przekroczyłam mury najlepszej telewizji w mieście. Tylko on jest w stanie za pomocą rysunku przedstawić me piękno (zarówno to wewnętrzne, jak i nietuzinkową urodę).

Dziś wiem, że tworząc uszczęśliwiam ciemny lud. Nie bez kozery zostałam zesłana na ten świat: "Nawracaj motłoch i głoś ewangelię, dbaj o intelektualny rozwój plebsu" - usłyszałam

PS: Ojcze Mateuszu, jeśli mnie słyszysz: żaden łoś nie stanie nam na drodze!

 A czy waszym obiektem seksualnym kiedkolwiek był pająk, mrówka, czy inne bydlę moi nieocenieni czytelnicy? Jakie jest Wasze zdanie na temat związku pomiędzy duchownym, a leśnym zwierzem?

2 komentarze:

  1. Notka jak zawsze na poziomie, tylko nie każ czekać na następną za długo! Grafika tez masz z najwyzszej półki!

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie masz dziennikarskie powołanie, super!

    OdpowiedzUsuń